MUZYCZNI PRZYJACIELE – Opublikowany w Art@Business 05.2013

Brzmienie - Szemis Audio KonsultantMuzycy estradowi kochają swoją publiczność. Bez zaangażowania słuchaczy przejawiającego się gwizdami i krzykami, lub zagęszczoną atmosferą filharmonii, nie uda się najstaranniej przygotowany koncert. Ta wzajemna więź jest fenomenem z którego korzystają artyści jak i publiczność. Osoby słuchające solisty lub zespołu muzycznego, są połączone w inny sposób: w danym momencie znajdują się w określonym miejscu aby unieść się siłą własnej uwagi w głąb abstrakcyjnego zjawiska muzycznego, które paradoksalnie również sami tworzą. Więź uwielbienia (lub zaprzeczenia gdy koncert jest kiepski) staje się w tym unikalnym momencie czymś powszechnym – platformą międzyludzką, powstającą w imię muzyki i dźwięku, ale nierzadko, tylko w imię doskonale skonstruowanego i powierzchownego show. Uwieść serca – na tym polega show biznes – rodzaj art biznesu.

Audiofile również uczestniczą w koncertach. Bywalcy nie pominą żadnego istotnego wydarzenia muzycznego w kraju. Spotykają się również przy swoich domowych systemach nagłaśniających – przekładają wzmacniacze i lampy. Próbują różne kable i siłą swojej wyobraźni odnajdują sens zjawiska muzycznego, które paradoksalnie sami w danym momencie tworzą. Otóż począwszy od formy zapisu muzyki – taśma, płyta winylowa czy CD lub plik cyfrowy na kształcie skrzyń kolumn głośnikowych i proporcjach pokoju kończąc każdy element i najdrobniejszy detal systemu audio nabiera istotnego znaczenia. Jest tak wówczas jeżeli jest to dla słuchacza ważne, podobnie jak ważna może być jakość kawy i wody do zaparzenia espresso lub dobranie odpowiedniego wina do poszczególnych faz biesiady. Otóż jest to pewna forma edukacji kulturowej i obycia, ale dla godnej formy ludzkiej egzystencji może i często jest bez znaczenia.

Dyskusja w grupie dociekliwych słuchaczy – nazwijmy ją kłótnią w audiofilskim gronie – może dotyczyć spraw błachych dla normalnego obywatela. Jakżeż by nazwać spór o „aksamitność brzmienia klarnetu basowego“ który bardziej blado wypada na triodach z katodami siatkowymi, pomimo, że granie na tych lampach nadają one brzmieniu bardziej przestrzennego charakteru? Czymże by opisać esencję konfliktu pomiędzy miłośnikami wzmacniaczy lampowych o konfiguracji lamp wyjściowych w układzie przeciwsobnym a zwolennikami pojedynczego układu Single Ended? Każdy najczęściej chwali swoje lub krytykuje to, czego nie ma albo to na co go nie stać. W spotkanich takich często zawiązuje się bliższe zaufanie. Któryś audiofil słyszy znacząco lepiej od innych. Czyjaś wiedza muzyczna jest głębsza od pozostałych uczestników. W grupie słuchaczy ktoś może odkryć, że łączą go z inną osobą wspólne przekonania, zainteresowania lub upodobania, których nie podzielają inni, a które do tej pory uznawał za swój osobisty skarb. Chodzi o to brzemię, ukrytą potrzebę, niesioną do tej pory w samotności, której nie rozumiał do tej pory nikt z zewnątrz. Jak pisał C.S Lewis początek takiej przyjaźni może nastąpić właśnie tak: „Naprawdę? Ty też? Nie sądziłem, że ktoś jeszcze…“ Następuje to pomiędzy pojedynczymi osobami, które są może bardziej dociekliwe od innych i z poczuciem wyobcowania zmagają się z tym przez życie. Dopiero jak dwie takie osoby odkryją się nawzajem i podzielą swoją wizją – może to następować z trudem i nieporadnie a być może z zaskakującą łatwością – wtedy dopiero rodzi się przyjaźń, a przyjaciele natychmiast razem stają wobec wielkiej samotności. Pięknie pisze o tym C.S.Lewis w swojej książce pt. Cztery Miłości, do których zalicza właśnie przyjaźń.

Fundamentem przyjaźni jest w takim razie podobny sposób percepcji dźwięków i podobna wrażliwość słuchowa. Rozumieją się między sobą audiofile patrzący w tą samą stronę – szukający w muzyce tego samego niezależnie od tego kim są. Przyjaźń wymaga wyzwolenia się z domowych i zawodowych kontekstów i ról. Cytując C.S Lewisa: „przyjaźń rozgrywa się między wolnymi umysłami“, a od siebie dodam,  uczestnictwo w muzyce jako w abstrakcyjnym tworze taką właśnie wolność daje.

Tak więc znajdą się audiofile lubiący brzmienie niezwykle ulotne i przestrzenne, w którym silne orkiestrowe frazy nie są jak potężne fale morskie, ale raczej niczym podmuchy delikatnego wiatru i pod tym kontem dokonują wyboru i zakupu  elementów swojego zestawu sprzętu grającego, tak są również osoby lubiące brzmienie brutalne i zdecydowane, którego barwa jest nieco sucha i chropowata. Niczym brzmienie silnika Harleya, bez zbytniego poetyzowania i ulotności. Brzmienie przekazujące dynamikę instrumentów tak silnie, że trafiające do samego jądra, przebijające się bez ogródek do wnętrza czaszki podczas gdy wszystkie organy wewnętrzne odczuwają muzykę tak samo czytelnie jak uszy. To przykłady skrajne. Brzmienie można dostroić na tyle sposobów ilu jest słuchaczy. Nierzadko znajdują się kolekcjonerzy brzmienia posiadający kilka zestawów. Zajmuje to dużo miejsca, ale można zawsze znaleźć uzasadnienie – przecież inny rodzaj brzmienia pasuje do salonu, inny jest porządany w sypialni, a innego rodzaju pasuje do gabinetowego prestiżu w pracy.

Jeżeli więc istnieje „brzmienie garażowe“ lub „kościelne“ to niech będzie i „pościelowe“ oraz „kuchenne“ a wspólne upodobania brzmieniowe oraz muzyczne i tak mogą, ale nie muszą stać się płaszczyzną do czegoś tak niekoniecznego jak przyjaźń.

 Opublikowany w Art@Business 05.2013

Powrót do ‚BRZMIENIE’