Początkowo wyzwaniem był sam w sobie pomysł rejestracji i trwałego przechowywania muzyki lub głosu. Pasja do technologii uwidoczniła się w podobny sposób w pracy Guglielmo Marconiego, który pracował nad radiowym przesyłem informacji w tym także fali dźwiękowej jak i Thomasa Alva Edisona w jego „fabryce wynalazków“. W tym czasie jakość i czystość transmisji muzyki była bardzo niedoskonała. Lecz właśnie wtedy w sposób całkowicie naturalny ewoluuje potrzeba udoskonalenia samego brzmienia muzyki i uzyskania „pięknego dźwięku“. Ujawnia się niezwykły szacunek do abstrakcyjnej treści przekazywanej za pośrednictwem muzyki – co rozwinę w następnym odcinku.
Nieczęsto dążenie do perfekcyjnego oddania brzmienia muzyki jest obecnie kryterium wiodącym. Praktyczność stała się najważniejsza. Tendencje tą można zaobserwować w historii ewolucji urządzeń audio. Przykro to stwierdzić, ale płyta CD ani masowo obecnie stosowane internetowe pliki muzyczne nie zostały opracowane aby „lepiej“ brzmiały. Chodziło o ułatwienie życia, co doprowadziło w konsekwencji do utraty jakości zarówno poprzez ograniczenie pasma częstotliwości jak i skomplikowane zapętlenie sygnału muzycznego w przetwornikach analogowo-cyfrowych i filtrach cyfrowych. Można powiedzieć, że sygnał muzyczny ulega degradacji już na poziomie układu tzw. „diody czterodzielnej“ odpowiedzialnej za śledzenie ścieżki po płycie CD czyli na samym początku swojego toru w odtwarzaczu.
Aspiracje ambitniejszych projektantów realizują się w tym, że ich odtwarzacze, wzmacniacze lub kolumny mają dawać słuchaczom większą satysfakcję. Taka jest intencja. Jednakże to ogromne koncerny elektroniczne dostarczają podzespołów – jest to masowo produkcja. Każdy z nich wpływa na brzmienie. Opracowanie samodzielne mechanizmów lub układów scalonych nie opłaca się, więc z braku innego rozwiązania, stosowane są jedynie dostępne elementy. Mało tego, z powodu masowej produkcji istnieją duże różnice pomiędzy takimi samymi elementami tego samego producenta. Zaleca się ich selekcję, jednakże podnosi ona wielokrotnie cenę. Wielu konstruktorów chciałoby mimo wszystko „zabłysnąć“ jakimś jednorazowym pomysłem lub koncepcją będąc zdanym na pospolite podzespoły i części. Dlatego od kilku lat można zauważyć, że pojawiło się sporo manufaktur wykonujących projekty „autorskie“ – niezwykle wyglądające gramofony i igły oraz specjalne stoliki, fantastyczne obudowy kolumn głośnikowych, kable z rzadkich materiałów – ręcznie robione i zawile konfekcjonowane. Prawie każdy może stać się wizjonerem na ile wystarczy przewodzących prąd pierwiastków z tablicy Mendelejewa. Udaje się to tylko nielicznym.
Podobne zjawisko miało miejsce w latach 70-tych kiedy to gigantyczne japońskie koncerny elektroniki domowej budowały swój prestiż umieszczając na samym szczycie swojego katalogu „produkt wzorcowy“, wykonany i zaprojektowany perfekcyjnie. Na opracowanie poświęcano w laboratoriach firm wielkie nakłady czasu i funduszy. Zespoły konstruktorów wykonywały skomplikowane prototypy. Produkty finalne te nigdy nie generowały zysku, jednakże wpływały na wzrost sprzedaży firmy. Obecnie stały się przedmiotami kolekcjonerskimi. Niezniszczalne i piękne – przedmioty marzeń z dzieciństwa. Dopracowywano nawet „kliknęcie“ guziczków i szmer otwierania / zamykania szuflad i ukrytych klapek. Perfekcja brzmienia nawet w brzęczeniu zasilacza.
Oczywiście nie chciałbym gloryfikować archeologii elektroniki użytkowej – jest przede wszystkim cała masa elektrośmieci. To o czym chciałem napisać, to nastawienie twórcy do swojego dzieła. Niegdyś było ono czystym przełożeniem zamiłowania do dobrego brzmienia. Zrozumiałe też, że aby to osiągnąć wraz z wiedzą wymagany był talent i doskonałe „ucho“ oraz dostępność technologii materiałowej. Osoby o takich predyspozycjach zapisały się w historii audio. Zatem po Marconim i Edisonie umieszczę wynalazcę płyty gramofonowej i założyciela Deutsche Grammophon Emila Berlinera, następnie Saula Marantza amerykańskiego projektanta i wytwórcę urządzeń Marantz, potem Edgara Villchura twórcę wielu patentów z dziedziny reprodukcji dźwięku i założyciela Acoustic Research, można wymienić Petera Walkera z firmy Quad w Wielkiej Brytanii – twórcę kolumn elektrostatycznych oraz Petera Snella – genialnego amerykańskiego projektanta dynamicznych kolumn głośnikowych. Było wielu innych utalentowanych inżynierów – na przykład zespół projektantów z BBC odpowiedzialny za opracowanie monitorów studyjnych, Yoshiaki Sugano, japoński twórca igieł gramofonowych, czy Hiroyasu Kondo, który w latach 70-tych zapoczątkował użycie srebra do połączeń w torze audio. Wszystkich ich łączyła pasja do perfekcji. Powstałe dzięki tym projektantom urządzenia czy elementy mają wartość kolekcjonerską, a słuchana na nich muzyka posiada unikalne walory brzmieniowe – niepowtarzalne i brzmiące charakterystycznie dla zastosowanych rozwiązań konstrukcyjnych.
W obecnych czasach nadal jest wiele manufaktur elektronicznych produkujących w ten sam sposób. Rozwiązania układowe są tradycyjne – im prościej lutowane tym lepiej brzmi muzyka – traktowana jako nieskończenie skomplikowany sygnał elektryczny. Również w branży samochodowej są takie wytwórnie jak Morgan, Bristol lub niemiecki Viessmann – samochody robione ręcznie. W branży rękodzieła elektronicznego ceny wytwarzania są podobne – jakby nie miało to znaczenia czy jest to auto czy wzmacniacz. Wynika to z wielu godzin wyspecjalizowanej ludzkiej pracy, z wysokiej jakości stale drożejących materiałów takich jak srebro, aluminium lotnicze lub miedź, i z ograniczonych możliwości produkcji małej grupy specjalistów. Nie są to firmy nastawione na skuteczność marketingu lecz raczej na możliwość promocji „z ust do ust“. Wiedza i doświadczenie jest tam często przekazywane z mistrza na ucznia – wymaga to zaufania. Co ciekawe, pomimo tradycyjnie prostych metod wykonania dysponują oni najnowszą technologią podporządkowaną ich życiowej pasji – kolekcjonowaniu muzyki.