BRZEMIĘ BRZMIENIA – opublikowany w Art@Business 11.2012

Brzmienie - Szemis Audio Konsultant

 

Zagadnienie rejestracji i reprodukcji muzyki stało się pasją wielu konstruktorów od czasu wynalezienia przez Edisona woskowych cylindrów – pierwszych prymitywnych instrumentów służących do tego celu. Spróbuję przybliżyć Państwu te ciekawe historie, ale nie będzie to tylko opowieść o zaprzeszłych wynalazcach ani opisy ich ciekawych konstrukcji.

 

Napiszę o brzmieniu, o tym jak poprzez wieki wykształciła się kultura „pięknego dźwięku“, mająca swój początek u rzemieślników strojących produkowane przez siebie instrumenty. Potrzeba realizowana w różny sposób – zarówno poprzez pracę inżynierów dźwięku stojących za konsoletami stołów mikserskich podczas koncertów lub w studiach nagraniowych, czy akustyków projektujących wnętrza sal koncertowych lub prywatnych domów. Jest również grupa konstruktorów elektroników zmagających się z problematyką zniekształceń i deformacji brzmienia w urządzeniach służących słuchaniu muzyki prywatnie w domu. Tam gdzie można w niezmącony sposób z dala od zgiełku świata kontemplować piękne obrazy, zapach i smak koniaku, czy wirtuozerię operowego nagrania. Wskrzeszajac artystów którzy żyli dla muzyki, karmili się muzyką i napisali jej historię.

Elementy brzmieniowe zgłosek języka mówionego pokazują, że wrażliwi na dźwięki jesteśmy już od urodzenia. To ciekawe, że ludzie różnej narodowości – posługujący się językami o różnych walorach brzmieniowych słyszą zupełnie inaczej. Oczywiście nie jest to związane z budową małżowiny usznej ani wewnętrznych elementów ucha. Chodzi raczej o pracę aparatu mózgowo-nerwowego. Mam na myśli skłonności – preferencje brzmieniowe, które są inne u Bawarczyków, Finów czy Japończyków. Właściwie każda osoba ma swoje unikatowe skłonności tak szczególnie i my – mieszkający w Polsce i słynący z indywidualizmu mamy swój własny sposób mówienia i słyszenia. Jak bardzo fascynujący jest świat naszych „szeleszczących“ głosek świadczyć może fakt, że owe składniki brzmieniowe stanowiły inspirację dla artystów performerów spoza naszego kraju. Wnioski komercyjne mogły by być zupełnie banalne: jeżeli poszczególne narodowości słyszą inaczej to głośniki sprzedawane w tych krajach powinny być w miarę możliwości zoptymalizowane do potrzeb rynkowych. Nie o to mi jednak chodziło. Rzecz w tym, żeby uświadomić sobie całkowitą ulotność i unikatowość indywidualnych wrażeń słuchowych. Każda osoba słucha inaczej, a muzyka odbierana przez nas w swej niezwykłej złożoności wywiera kompletnie różne refleksje emocjonalne. Nie istnieje uniwersalny wzorzec odczuwania dźwięku i jego treści.

Naturalne zróżnicowanie skłonności do brzmienia objawia się w różnych innych dziedzinach. Inaczej brzmią silniki i układy wydechowe Ferrari, Lexusa LFA, Forda GT czy BMW M1. Inaczej brzmią fortepiany Steinwaya, Fazioliego czy Petrofa. W inny sposób chrząkają publiczności w Bayreuth, La Scali czy Operze Narodowej. Dźwięki otaczają nas wszędzie, a ich brzmienie może opisywać treści ukryte i niewymawialne. Dla Pitagorasa muzyka była nauką przyrodniczą – badając naturalne właściwości dźwięków rzeczywistości odkrył harmonię muzyczną, co doprowadziło go nawet do doświadczania porządku wszechrzeczy.

Jeżeli zawstydzająco pozbawieni wyobraźni wyeliminowaliśmy z naszego języka to, co niewysławialne, pozostaje jedynie stwierdzenie Wittgensteina „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć“. Umiejętność usłyszenia właśnie tego za pomocą edisonowskich instrumentów walców i tuby? Jak odczuć ciszę i jaką ma ona funkcję w muzyce? Owszem, słyszałem ją wielokrotnie w nagraniach. Można również zobaczyć inne aspekty. Reżyserom dźwięku udawało się niekiedy uchwycić elementy trudne do wyobrażenia: Jimi Hendrix słyszał i komponował kolorami więc jego komunikacja z realizatorami jak i muzykami była niezwykle utrudniona, ponieważ posługiwał się stworzonymi przez siebie i jemu jedynie zrozumiałymi określeniami. Słyszą to na Państwo na jego płytach? Są na nich również jego szaleństwo, jego choroba. To coś, co go wewnętrznie rozpalało i w końcu spaliło na popiół, ale nie dając spokoju zmuszało do nieludzkiego grania. Tak nikt wcześniej ani później nie grał. Jednak smak jego brzmienia nie jest łatwy, być może nawet niebezpieczny.

Rozświergolona hałastra ptaków – rozćwierkana aż do bolesnego nagromadzenia szczegółów w połyskliwej chmurze rozproszonych punktów dźwiękowych. Przez swoją komplikację staje się nieuchwytna, a niezwykła szybkość zmian nie daje słuchaczowi możliwości odpoczynku. Ten sam stopień komplikacji prezentuje na przykład huk wodospadu. Brak spójności pomiędzy dźwiękami sprawia, że słyszenie odbywa się bez skojarzeń. Poszczególne wrażenia stają się indywidualnymi wydarzeniami. Takie właściwości percepcji wykorzystywali kompozytorzy przeprowadzając eksperymenty muzyczne, które powodowały specyficzne wrażenia u słuchaczy – syntezę doświadczeń. Muzykę sprowadzono do silnych bodźców, a koncerty nabierały wymiaru jakby eksperymentów neurochirurgicznych, w wyniku których udawało się stworzyć katalog zależności interwałów harmonicznych z emocjami słuchacza. Są to skomplikowane i niezwykle ciekawe wrażenia słuchowe prawie niemożliwe do odtworzenia na sprzęcie w warunkach domowych. Ja bym nie próbował tego samemu.

We wszystkich sytuacjach doświadczania dźwięku wraz z pięknem jego brzmienia jest pewna bariera, przez którą nie sposób przebrnąć – możliwości technologiczne używanego przez nas „woskowego walca“ wraz z jego tubą. Jesteśmy zawsze ograniczeni wielkością talerza, tak jak i pojemnością żołądka. Oczywiście opisane wcześniej wrażenia dźwiękowe łatwo sobie wyobrazić, ale jak je poczuć? Jak doświadczyć obecności ducha muzyki – czegoś dalece bardziej skomplikowanego niż -po prostu- brzmienie nut wzbogacone o emocje wykonawców? Dobrze byłoby gdyby emocje te były równie piękne jak treść partytur, którymi do nas przemawiają.

 Opublikowany w Art@Business 11.2012

Powrót do ‚BRZMIENIE’